Poniedziałek w La Baule. Dzień, w którym wszystko jest pozamykane. Mieszkańcy tłumaczą to faktem, że skoro pracują w sobotę, to w poniedziałek się odpoczywa.
W niedzielę oczywiście też. Pamiętam, jak tydzień temu, na śniadanie dostałem tylko naleśniki, bo poinformowano mnie, że nie ma świeżego pieczywa. A co się stało? - zapytałem. Odpowiedź - patrz kilka zdań wyżej. O śniadaniach zresztą już się rozpisywałem i powtórzę, że tęsknota za parówkami i jajecznicą wzrasta z każdym dniem. O schabowym nie wspominając, choć obiady akurat tutaj do najgorszych nie należą.
Oczywiście najczęściej dostać można owoce morza, ale w końcu jesteśmy nad Atlantykiem. A skoro o tym... Byłem, kilka dni temu, na tutejszym targu. Rewelacja! Wiadomo: sery, bagietki, kurczaki z rożna (Francuzi mają na tym punkcie małego fiołka i kupują hurtowe ilości), dżemy itd. Jednak najwięcej stoisk to właśnie owoce morza.
Bawiłem się, jak dziecko w zoo, oglądając stragany, na których wszystko się ruszało. Od malutkich ślimaczków (10 Euro za kilogram), po większe od naszych wspaniałych winniczków, choć w eksporcie do Francji podobno jesteśmy w czołówce. Do tego homary, krewetki, kraby, langusty, ryby, małże, mule itd. Wszystko w akwariach, czekające na wskazanie. A później... do gara! Ale 10 dni tutaj to jeszcze za mało. Nie tylko - by to zjeść - ale podstawowe pytanie, które się pojawiało to - jak to zjeść?
Udało się... ! Jestem w La Baule.Właśnie z bazy polskiej reprezentacji spoglądam na Mistrzostwa Europy w piłce nożnej we Francji i dzielę się ze słuchaczami na antenie i w internecie.