W następnym tygodniu planowane jest spotkanie w ministerstwie klimatu w sprawie składowisk odpadów, dokonamy bilansu i pokażemy jednoznacznie ile składowisk mamy w kraju - poinformował w środę w Katowicach wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Wiesław Leśniakiewicz.
Leśniakiewicz wziął udział w środę w Katowicach w ceremonii wyróżnienia strażaków, zaangażowanych w akcję gaszenia pożaru składowiska w Siemianowicach Śl.
Wiceminister zapowiedział, że w najbliższym tygodniu planowane jest w resorcie klimatu i środowiska duże spotkanie dotyczące składowisk odpadów. "Dokonamy zbilansowania ilościowego i wtedy pokażemy jednoznacznie ile składowisk mamy w kraju" ― powiedział Leśniakiewicz.
Według niego jednym z proponowanych kierunków, które podejmie ministerstwo spraw wewnętrznych jest działanie w trybie zarządzania kryzysowego. "To jest pewien rodzaj kryzysu w naszym kraju i tak go postrzegamy" ― podkreślił podsekretarz stanu.
― Nie chciałbym mówić dziś jednoznacznie, ile jest tych składowisk, bo chcemy dobrze zidentyfikować. Jest to dosyć duża liczba. Doszliśmy do wniosku, że wejdą służby straży i inspekcje środowiska, bo musimy w każdym przypadku dokonać rozpoznania z jakiego rodzaju substancjami mamy do czynienia ― dodał.
Zapewnił, że resort "mniej więcej" zidentyfikował już miejsca składowania odpadów, także w województwie śląskim, a rozmowy, w jaki sposób szukać dobrych metod szybkiej utylizacji są już prowadzone od dłuższego czasu.
Wiceminister poinformował, że resort jest w stałym kontakcie z ekspertami, którzy analizują wszystkie możliwości bezpiecznej utylizacji odpadów. Jednym z działań może być wprowadzenie nowoczesnych technologii w miejsce składowisk i stopniową utylizację odpadów na miejscu. Jednak – jak dodał Leśniakiewicz – część odpadów trzeba będzie także przewieźć do specjalnych zakładów, które zajmują się ich utylizacją.
Zaznaczył, że priorytetem dla niego jest, aby wytwórcy materiałów niebezpiecznych likwidowali je sami, dzięki swoim możliwościom technologicznym. Wiceminister stwierdził, że "ktoś już wziął za to środki finansowe", a później zamiast zutylizować odpady, przewoził je w kolejne miejsce.
― To był niewątpliwie proceder przestępczy, który spowodował, że mamy w określonych miejscach w kraju określone źródła niebezpieczeństwa dla środowiska i mieszkańców ― podkreślił Leśniakiewicz. Jego zdaniem być może występują "zbrodnicze podpalenia", aby likwidować składowiska.
Wiceminister podsumował również akcję gaszenia pożaru w Siemianowicach Śląskich. Według niego strażacy mieli trudne zadanie, ponieważ byli narażeni na bezpośrednie oddziaływanie dymu pożarowego i unoszących się związków chemicznych.
― Zawsze liczymy się z zagrożeniem, a podczas akcji się o tym nie myśli. Dopiero po czasie, na chłodno analizuje się, że faktycznie, zdarzenie było niestandardowe ― podkreślił p.o. komendanta Miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Siemianowicach Śl. bryg. Tomasz Starowicz.
Pożar wybuchł rankiem 10 maja na nielegalnym składowisku przy ul. Wyzwolenia 2 w siemianowickiej dzielnicy Michałkowice. Jego powierzchnia objęła całe składowisko, ok. 5,5 tys. metrów kwadratowych. Kłęby czarnego dymu były widoczne z wielu kilometrów.
Według szacunków władz Siemianowic Śląskich na nielegalnym składowisku przy ul. Wyzwolenia zmagazynowano nielegalnie w różnych pojemnikach kilka tysięcy ton rozmaitych substancji, a także podobne ilości odpadów plastikowych. Prezydent miasta Rafał Piech informował, że były to m.in. substancje ropopochodne, rozpuszczalniki czy farby.
/PAP/