Mówienie, że Polska Grupa Górnicza ma przed sobą pięć lat albo "zobaczymy, co będzie potem" spowoduje, że ci najcenniejsi w niej nie zostaną. To jest prawie 37 tysięcy ludzi. Ci ludzie są wykształceni, odważni, nauczeni ciężkiej pracy, zdyscyplinowani - mówi Leszek Pietraszek, były prezes Polskiej Grupy Górniczej, który właśnie przesiadł się na fotel wicemarszałka województwa śląskiego. Rozmawiamy z nim nie tylko o kondycji śląskiego górnictwa.
Prezes PGG po ośmiu miesiącach w redakcji Dziennika Zachodniego! W końcu! To znaczy... prawie.
Ale to można odwrócić. Członek zarządu, wicemarszałek województwa śląskiego, następnego dnia po wyborze w Dzienniku Zachodnim.
To odwracajmy. Dlaczego pan?
Dlaczego ja? O to trzeba zapytać marszałka Saługę. Jestem przekonany, że jednej strony to możliwość wykorzystania moich kompetencji związanych z przeszłością w służbach specjalnych. Pokazujemy tym, że zależy nam na transparentności. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę zakres obowiązków, który został mi powierzony, odnoszący się do transformacji regionu, jestem przekonany, że jest to chęć wykorzystania tej wiedzy, którą nabyłem w Polskiej Grupie Górniczej i przeniesienia zdobytego już doświadczenia i wiedzy na nieco wyższy poziom.
To była propozycja nie do odrzucenia?
Bardzo cenię marszałka Saługę. Zatem propozycja, która padła z jego ust, jest propozycją, będącą swego rodzaju wyróżnieniem. Jest to także kolejny etap w moim rozwoju zawodowym. Ja oczywiście związałem się z Polską Grupą Górniczą, mam olbrzymi szacunek do ludzi, którzy tam pracują. Uważam, że razem udało nam się wiele osiągnąć i wierzę, że jeszcze wiele kolejnych sukcesów przed Polską Grupą Górniczą jest. Natomiast z poziomu urzędu marszałkowskiego dla transformacji regionu będzie można zrobić więcej.
A propos ludzi. 31 października wysłał pan list do pracowników KWK Bielszowice, żeby się nie obawiali o swoją pracę. Cztery dni później nie ma prezesa PGG, jest nowy wicemarszałek województwa.
Wysyłając list do pracowników nie wiedziałem, że będę wicemarszałkiem województwa. Gdyby mi zaproponowano pracę na drugim końcu Polski, pewnie bym jej nie przyjął. W związku z tym, że zaproponowano mi pracę na Śląsku z zakresem obowiązków dotyczącym m.in. transformacji, a więc tego, co musi się stać chociażby z kopalnią Bielszowice postanowiłem podjąć się tego wyzwania.
A co powinno się z nią wydarzyć?
Musi się wydarzyć to, co zaplanowaliśmy - połączenie tych dwóch ruchów w jeden i jednocześnie realizacja przyjętych założeń produkcyjnych, czyli uruchomienie w przyszłym roku jeszcze dodatkowych dwóch ścian. Nadto w połowie 2025 roku wyłączenie części tego zakładu, żeby móc uruchomić proces likwidacji tej części, a przy okazji uruchomić możliwość skorzystania przez pracowników z pakietów osłonowych m.in. urlopów górniczych, urlopów dla pracowników przeróbki mechanicznej węgla, czy jednorazowych odpraw pieniężnych.
Skoro umowa społeczna jest święta, to dlaczego połączenie KWK Bielszowice i KWK Halemba zaplanowane na rok 2023 i przedłużone do 2025 stało się taką kontrowersją?
Umowa społeczna została zawarta w 2021 roku. W roku 2022 w Polskiej Grupie Górniczej został powołany tzw. zespół koksowy, który zajął się analizą zasadności wydłużenia działalności Bielszowic jako odrębnego ruchu. I rzeczywiście ten zespół jako jedną z kilku rekomendacji przedstawił produkcję węgla koksowego jako sposób na wydłużenie funkcjonowania kopalni do końca 2028 roku. Ale z drugiej strony, prace tego zespołu miały miejsce w zupełnie innej sytuacji gospodarczej niż teraz. Wtedy, kiedy ten zespół kończył pracę tona węgla koksowego kosztowała ponad 900 złotych, a więc istotnie więcej niż teraz. Mimo tego, kiedy informowano Ministerstwo Aktywów Państwowych o tej rekomendacji, MAP zaakceptowało odrębne funkcjonowanie ruchów Bielszowice i Halemba do końca roku 2025.
A jaki w ogóle sens ma umowa społeczna, skoro obecnie wydobycie w PGG jest na poziomie projektowanych redukcji w… 2032 roku?
Uważam, że umowa społeczna to jest ważny dokument. Wypracowany razem ze stroną społeczną. Dokument opisujący bardzo istotny, zwłaszcza dla naszego regionu proces i co równie ważne stabilizujący funkcjonowanie całego sektora m.in. wiemy, w jakim horyzoncie czasowym ma przebiegać zamykanie kopalń i możemy się do tego przygotować jak najlepiej. Natomiast umowa społeczna powinna być cały czas monitorowana. Zaproponowaliśmy program dobrowolnych odejść finansowany ze środków spółki czy uruchomienie procesów likwidacyjnych i w oparciu o nie uruchomienie pakietów osłonowych. Jeśli Ministerstwo Przemysłu skorzysta z rad naszych oraz zarządu Węglokoksu Kraj i tak znowelizuje ustawę, że te pakiety będzie można realizować nie tylko wtedy, kiedy coś będziemy poddawali procesowi likwidacji, ale w każdym momencie, w którym górniczy przedsiębiorca uzna, że firma potrzebuje restrukturyzacji - to będzie to dostosowanie się do sytuacji rynkowej.
Do 2049 roku zwijanie górnictwa ma kosztować 110 miliardów złotych. Tyle państwo wpakuje w ten proces z centralnego budżetu. Jaka będzie z tego korzyść dla śląskiej gospodarki?
W 2023 roku zrealizowane płatności publiczno-prawne spółek górniczych wyniosły niespełna 14 miliardów złotych. Kiedy analizujemy, w jaki sposób sektor górniczy wpływa na sektor okołogórniczy (dostawy i usługi), mówimy o przepływach w wysokości ok. 30 mld zł. W tym zakresie to jest wartość i jedna z korzyści, o którą pyta pan redaktor. Ktoś krytyczny może powiedzieć, że tego może być więcej. A ja mogę powiedzieć, że jeśli będziemy aktywnie zarządzać górnictwem, to dopłat wcale nie musi być więcej, może być mniej. Rok temu dopłat do redukcji zdolności produkcyjnych nie było.
A jak wygląda teraz Polska Grupa Górnicza po ośmiu miesiącach spędzonych przez pana na fotelu prezesa?
Przede wszystkim udało nam się PGG dostosować do sytuacji, która ma teraz miejsce. W bieżącym roku Polską Grupę Górniczą dotknęły dwa problemy. Po pierwsze, istotnie zmniejszony wolumen, po drugie, istotnie zmniejszona cena sprzedaży węgla. Patrząc na plany na 2024 rok, przyjmowane w maju ubiegłego roku - przychody spółki miały oscylować na poziomie ponad 18 miliardów złotych. W październiku 2023, prognozy przychodów na rok 2024 zostały zmniejszone do 11 mld zł. To, co jest obecnie następstwem spadającego wolumenu i innych niż założone cen rynkowych, to jest poziom przychodów na poziomie około 9 mld zł na koniec tego roku. Mimo to udało się spółkę poprowadzić w ten sposób, że jej płynność finansowa nie jest zagrożona. Udało się też tak przeprowadzić działania optymalizacyjne, że ta dopłata (skarbu państwa - przyp. red) nie będzie wyższa niż ta założona na początku roku przy istotnie większych przychodach.
Poprzedni zarząd założył wydobycie węgla na poziomie 22 mln ton. Okazuje się ono o kilka mln zbyt duże. Można było to lepiej oszacować?
Mam taki nawyk z mojej zawodowej przeszłości, że staram się nie oceniać poprzedników. Jakkolwiek swoje zdanie mam, to zawsze mogło być coś, czego nie dostrzegłem. Obiektywnie trzeba powiedzieć, że parametry związane z ceną sprzedaży to nie są parametry wynikające z “widzimisię” poprzedniego zarządu czy tego zarządu, którym ja kierowałem. To są parametry przygotowane przede wszystkim na opiniach zewnętrznych doradców. Czy można było lepiej zdiagnozować sprzedaż? Rękę daję sobie uciąć za to, co zaprojektowaliśmy na przyszły rok. Nie chciałbym się odnosić do tego, w jaki sposób to poprzednicy zaprojektowali.
"Najkrócej urzędujący i najlepszy prezes” – mówią związkowcy. Jakim cudem?
Ja sobie bardzo ceniłem kontakty z tymi ludźmi. Oni naprawdę mają olbrzymią wiedzę o tej firmie i o całym sektorze. I oni też są ludźmi, którzy wiedzą, w jakim miejscu jest spółka. Oczywiście - to są związkowcy i mają reprezentować pracowników, odpowiadać na ich pytania i dbać o ich dobro. Traktowanie związkowców jako partnerów i zwykłe śląskie, górnicze dotrzymywanie słowa, to jest najlepszy sposób na prowadzenie zdrowej i przejrzystej komunikacji. My przyjęliśmy zasadę, że pokazujemy stronie społecznej te wszystkie dane, które nie mają poufnego charakteru. Traktowaliśmy ich z szacunkiem, a oni potrafią to docenić.
Kim powinien być kolejny prezes PGG?
Trzeba zapytać właściciela. Człowiek z zewnątrz będzie musiał poświęcić sporo czasu na to, żeby się „wgryźć” w tę firmę i branżę, chyba, że będzie miał choć taki bonus jak ja, że te kilkanaście lat monitorował górnictwo. Mnie o tyle było łatwiej. Natomiast dużą zaletą takiej sytuacji, w której ja się znalazłem, to było nieuwiązanie żadnymi zależnościami, żadnymi relacjami. Obiektywizm w ocenie sytuacji i podejmowaniu decyzji jest sprawą bezcenną.
Za czasów pana prezesowania w PGG funkcjonowanie rozpoczął zespół ds. wstrząsów i tąpań w kopalniach. Czy jest możliwe, że na jego podstawie zapadnie decyzja o likwidacji którejś z nich, jak miało to miejsce w KWK Bobrek?
W Bobrku była taka sytuacja, że to zdarzenie miało miejsce w miejscu uniemożliwiającym funkcjonowanie tej kopalni. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że potężny wstrząs czy tąpnięcie - do którego mam nadzieję nigdy nie dojdzie - może doprowadzić do podobnej sytuacji ale to jedynie gdybanie. Chciałbym podkreślić, że celem tego zespołu nie jest szukanie miejsc, które dałyby asumpt do tego, żeby jakąś kopalnię szybciej likwidować. Celem tego zespołu jest wyprzedzanie zagrożeń, analiza tego, w jaki sposób jest projektowane wydobycie i oczywiście, co najważniejsze, jak to może wpłynąć na zwiększenie bezpieczeństwa pracowników spółki.
Czy usypianie kopalń na wszelki wypadek to scenariusz możliwy w kontekście energetycznych niewiadomych?
Rzeczywiście o takich działaniach się mówi. Szczerze mówiąc, chciałem, ale jako prezes PGG nie zdążyłem pojechać do Niemiec, które, jak słyszę, taki model wybrały Nie wystarczy mi, że coś przeczytam i nie wystarczy mi, że gdzieś usłyszę. Muszę pojechać i zobaczyć na własne oczy. Mam też przywiązanie do cyfr. Mogę oczywiście powiedzieć, że to jest fajny pomysł, ale będę miał taki dyskomfort, że nie wiem, ile on kosztuje. Dlatego powiem inaczej: tak długo będziemy wydobywać węgiel w polskich kopalniach, jak długo energetyka go będzie potrzebować.
A jak długo energetyka go będzie potrzebować?
Nie wiemy, kiedy będzie atom i czy w ogóle ten atom będzie. Osobiście poddawałbym wątpliwość, tę zdolność energii odnawialnej taką, jak czytam w KPiK-u (Krajowym Planie w dziedzinie Energii i Klimatu - przyp. red). Energetyka się transformuje w kierunku źródeł gazowych. Ale zapominamy o tym, że gaz jest w naszym przypadku surowcem importowanym i surowcem bardzo podatnym na sytuację geopolityczną.
O tym mówił niedawno marszałek Saługa, który pytał czym mamy palić w elektrowniach.
Energetyka dzisiaj daje w podstawie stabilizującej energię z węgla i dopomina się o wydłużenie rynku mocy. O tym mówi prezes PSE (Polskich Sieci Elektroenergetycznych - przyp. red), Grzegorz Onichimowski, że w 2028, 2029, 2030 roku będzie brakowało energii w podstawie. My cały czas dyskutujemy, ile kosztuje polskie górnictwo. A często zapominamy, że utrzymanie energetyki też nas kosztuje. Rynek mocy to jest coś, co w tym lub zeszłym roku kosztowało nas zdaje się 6 miliardów złotych. Z tą różnicą, że tego nie widzimy w ustawie budżetowej czy ustawie okołobudżetowej, tylko każdy z nas ma w rachunku opłatę mocową i z tego to finansujemy. Moim zdaniem "tysiączki", nowe bloki w Opolu, w Jaworznie, w Kozienicach, to nie są bloki, które będą za chwilę wyłączone. Te bloki będą jeszcze spokojnie funkcjonowały w latach 30. Węgiel jest potrzebny, żeby zasilać energetykę. My możemy przestać go wydobywać, tyle, że trzeba będzie go sprowadzać zza granicy.
Wskazuje pan na - zresztą oczywiste - połączenie kopalń i energetyki węglowej. Czy w takim razie jako prezes PGG miał pan obawy o przyszłość KWK ROW w obliczu planowanej likwidacji Elektrowni Rybnik?
Nie. Każdy wolumen, który nam znika to z jednej strony spory cios, a z drugiej wyzwanie dla pionu handlowego, żeby szukać innego miejsca dla węgla. Dziś nie wiemy, kiedy węglowej Elektrowni Rybnik zabraknie. My i tak mamy do czynienia ze spadkiem wolumenu wydobywanego przez PGG. Projektując umowę społeczną założono, że transformacja będzie przebiegać w jakiś sposób. Fakt, mamy teraz do czynienia z tym tąpnięciem polegającym na zmniejszonym zapotrzebowaniu, ale w związku z tym zmniejszyliśmy moce produkcyjne o 5 mln ton.
Czytał pan w Dzienniku Zachodnim felieton prof. Tomasza Pietrzykowskiego? Tytuł: "Jak zepsuć Śląsk"? Punkt pierwszy: trzymać górników pod ziemią do emerytur.
Przyznam, że artykuł czytałem. Niezmiernie cenię opinie prof. Pietrzykowskiego. Zwraca on uwagę na dwa ważne elementy: żeby ze Śląska nie tracić ludzi, a po drugie, żeby realizować zielone projekty zawarte w umowie społecznej. Powiem tak: nikt nie zamierza trzymać górników za wszelką cenę pod ziemią. Tym bardziej, że ci górnicy chcą często odejść. Temu też ma służyć Program Dobrowolnych Odejść (PDO). My PDO projektowaliśmy z tym założeniem, że zaoferujemy pracownikom PGG dwa rodzaje możliwości odejścia. Jedna to jednorazowa odprawa, a druga to należność wypłacana w miesięcznych pensjach przez np. 5 lat. Chcemy dzięki takim działaniom zmniejszyć liczbę osób, które wezmą pieniądze i wyjadą ze Śląska np. kupią domek na Lubelszczyźnie czy na Podlasiu. Co więcej, nie chodzi tylko o to, by ludzie na Śląsku zostawali, ale też, by się rozwijali. To jest niezwykle ważne. Kiedy pracowałem w Opolu, pamiętam rozmowy z tamtejszym wojewodą i marszałkiem. Dla nich ogromnym problemem było to, że młodzi ludzie wyjeżdżali. Oni byli w krytycznym momencie. Nie chciałbym, żebyśmy my także do tego momentu doszli.
W PGG pracuje wciąż kilkadziesiąt tysięcy wykwalifikowanych pracowników. Trzymając ich pod ziemią do emerytury albo wysyłając na urlopy górnicze stracimy ich z horyzontu i stracimy resztki legendarnej kultury technicznej na Śląsku. Zgoda?
Myślę, że nie stracimy ich z horyzontu, bo to są ludzie, którzy są przez rynek pożądani. Oni są przedsiębiorczy i za chwilę na tym rynku się pojawią. Natomiast rzeczywiście mieliśmy, a obecny zarząd wciąż ma taką ambicję, żeby tych ludzi zagospodarować. Być może trzeba poszukać partnera i tworzyć podmioty wspólnie na bazie tego, czym dysponuje Polska Grupa Górnicza. Armia fachowców, która dziś pracuje w PGG jest do wykorzystania. Tam, gdzie to jest możliwe, powinniśmy te kompetencje wykorzystać. Powiem górnolotnie: tam, gdzie się coś kończy, powinno się coś zaczynać.
To przecież pan mówił niedawno, że Polska Grupa Górnicza ma przed sobą kilkadziesiąt lat funkcjonowania.
Tak mówiłem i w to wierzę. Przekaz zarządu do załogi jest taki: macie wyjątkowe kompetencje, jesteście nam potrzebni, chcemy was wykorzystać. Mówienie, że Polska Grupa Górnicza ma przed sobą pięć lat albo "zobaczymy, co będzie potem" spowoduje, że ci najcenniejsi w niej nie zostaną. To jest prawie 37 tysięcy ludzi. Ci ludzie są wykształceni, odważni, nauczeni ciężkiej pracy, zdyscyplinowani. Jeśli oni się będą zastanawiać czy firma ma jakąś perspektywę przed sobą, jakiś pomysł na siebie i nałoży się na to ciężką pracę, jaką wykonują górnicy pod ziemią, to w którymś momencie uznają "po co mi to?"
Jak wyobraża pan sobie przełożenie tego, co planował pan zrobić w PGG na transformację województwa?
Pierwsze spotkanie, jakie odbyłem jako wicemarszałek województwa, to było spotkanie z jednym z dyrektorów odpowiedzialnych za transformację. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, począwszy od górniczych orkiestr, bo ta tradycja jest elementem spajającym środowisko. Przeszliśmy przez kwestię związaną z projektami, w które można w pozytywnym tego słowa znaczeniu "wciągnąć" stronę społeczną. Skończyliśmy na tym, żeby zastanowić się, jak przygotować porządny plan transformacji regionu. Ważne, żebyśmy mieli wizję i determinację. Ona jest kluczowa. Ja po pierwszym dniu widzę o ilu możliwościach wynikających z pieniędzy, z uprawnień, które są po stronie Urzędu Marszałkowskiego, nie wiedziałem. Chciałbym, żeby ta wiedza nałożona na możliwości, które będę miał skutkowały całościowym, przemyślanym i rzetelnie przygotowanym planem na transformację regionu w najszybszym możliwym czasie.
Autorzy: Piotr Chrobok, Marcin Zasada/Dziennik Zachodni /rs/