Nie było do tej pory żadnej reakcji ze strony zarządów spółek PKP Cargo i PKP Cargotabor na wtorkowy protest na torach w Katowicach - mówi w Radiu Katowice szef Śląsko-Dąbrowskiej "Solidarności" Dominik Kolorz. Podkreśla jednak, że "są w miarę pozytywne sygnały" z PKP Cargotabor. "Być może nie dojdzie do takiej skali zwolnień, jaka była tam planowana" ― dodaje.
W sierpniu zarząd PKP Cargotabor rozpoczął konsultacje ws. zwolnień grupowych. Mają objąć do 30 procent zatrudnionych, czyli do 752 pracowników.
― Odbyły się rozmowy w PKP Cargotabor. Być może nie dojdzie do takiej skali zwolnień, jak była tam planowana. Powiedzmy sobie szczerze, że niestety pan prezes grupy PKP Cargo [Marcin Wojewódka - red.] nie chce dać samodzielności negocjacyjnej zarządowi PKP Cargotabor. Wygląda na to, że sam zarząd porozumiałby się co do kwestii restrukturyzacji tej firmy. Natomiast prezes Wojewódka nawet tutaj chce grać pierwsze skrzypce i wyrzucać ludzi z pracy ― mówi Dominik Kolorz w Radiu Katowice.
We wtorek ponad 100 związkowców wyszło na tory w Katowicach. Przez nieco ponad dwie godziny sprzeciwiali się w ten sposób zwolnieniom w PKP Cargo i PKP Cargotabor. Łącznie w obu spółkach pracę może stracić blisko 5 tysięcy osób. Jak tłumaczy gość Radia Katowice, był to akt "desperacji".
― Na pewno przyjemniej byłoby nam uczestniczyć w uroczystościach 44. rocznicy Porozumienia Jastrzębskiego, a nie wychodzić w akcie desperacji na tory i walczyć o miejsca pracy. Natomiast desperacja kolejarzy jest tak duża, że zrobili to, co zrobili przy naszym wsparciu. Na tym też polega Solidarność, że za ludźmi wyrzucanymi z pracy na bruk trzeba się wstawiać ― mówi przewodniczący Śląsko-Dąbrowskiej "Solidarności".
― Postępowanie szczególnie zarządu PKP Cargo w mojej ocenie nie ma nic wspólnego z dialogiem społecznym. To co robi zarząd na czele z panem prezesem Wojewódką, to - przepraszam za wyrażenie - debilizm ekonomiczny. Takich rzeczy się już nie stosuje, jeśli chodzi o naprawę firmy. Niewątpliwie jest w trudnej sytuacji i w dużej części odpowiedzialność za to ponosi poprzedni zarząd PKP Cargo ― mówi Dominik Kolorz. ― Jednak zaczynanie naprawy firmy od ludzkich dramatów i wyrzucania ludzi na bruk to metody skrajnie liberalne. Wszyscy w naszym kraju myśleli, że ten czas już minął. Wygląda na to, że jeden facet ma to gdzieś zakodowane w swojej głowie i jest to dla nas nie do przyjęcia ― dodaje szef Śląsko-Dąbrowskiej "S".
― Tego nie wiem. Nie planujemy. Trudno cokolwiek nam powiedzieć. Zobaczymy jak będą się zachowywać kolejarze. Jeśli dojdzie do tego, że w PKP Cargotabor dojdzie do skali zwolnień w wysokości 1 tys. ludzi, nie wiem jak ci pracownicy zareagują ― przyznaje Kolorz.
Gościem Radia Katowice jest przewodniczący Śląsko-Dąbrowskiej „Solidarności” Dominik Kolorz. Dzień dobry.
Dzień dobry panie redaktorze. Witam radiosłuchaczy.
Panie przewodniczący za nami 44. rocznica podpisania Porozumienia Jastrzębskiego. Lada moment kolejna rocznica, bo 11 września 1980 podpisano Porozumienie Katowickie. Umożliwiło powstanie wolnych związków zawodowych na terenie całego kraju. Mimo, że upłynęło tyle czasu to czy ideały sprzed 44 lat są nadal ważne dla związkowców?
Zdecydowanie tak, bo ja to zawsze podkreślam, że „Solidarność” to nie jest ot taki sobie wolny związek zawodowy, ale to był związek zawodowy, to był ruch społeczny w tamtych latach, 44 lata temu, który tak naprawdę pozwolił nam dzisiaj żyć w wolnym, demokratycznym kraju. Natomiast nie ulega wątpliwości, że wiele jest jeszcze do zrobienia. Nie ulega też wątpliwości, bo to różnie sobie tę historię analizujemy, że „Solidarność” od momentu reaktywowania w 89 roku to odniosła więcej sukcesów propracowniczych niż w tych latach wcześniejszych. Oczywiście to są dwie zupełnie inne epoki. Czasami z przykrością mówimy o tym, że tylko się „Solidarność” szufladkuje do tego roku 80-81, potem wiadomo, co się stało – był stan wojenny, natomiast nie mówi się o tym ani, co się dzieje teraz, albo rzadko się mówi, ale szczególnie nie mówi się o tym wszystkim, co zrobiliśmy dla społeczeństwa, dla ludzi pracy po reaktywacji, czyli od 89 roku od kwietnia, a zrobiliśmy naprawdę bardzo dużo.
Piotr Duda przewodniczący „Solidarności” w czasie obchodów 43. rocznicy podpisania Porozumienia Katowickiego przypomniał, że przez wiele lat zapomniano o znaczeniu porozumienia podpisanego w Hucie Katowice, chociaż było tak samo ważne, jak dokumenty sygnowane w Gdańsku, Szczecinie czy Jastrzębiu-Zdroju.
Porozumienie -którego teraz zmienia się trochę jego nazwa, bo tak sobie życzą sygnatariusze- Katowickie, teraz się mówi o Porozumieniu Dąbrowskim zawartym na Hucie Katowice, gdyby jego nie było to prawdopodobnie nie byłoby „Solidarności”, bo zarówno porozumienia w Gdańsku, Szczecinie, jak i te w Jastrzębiu nie mówiły o tym, że może powstać w skali kraju jeden wolny związek zawodowy, tylko to miały być związki zawodowe, które miały obejmować skalą swojego działania tylko te zakłady pracy, które były sygnatariuszami podpisania tychże porozumień. Natomiast na Hucie Katowice, użyję takiego sformułowania, „przyklepano” że powstanie ogólnokrajowy Niezależny Wolny Związek Zawody „Solidarność”. Porozumienia Katowickie patrząc z perspektywy kraju i patrząc z perspektywy „Solidarności” były chyba najważniejsze.
Panie przewodniczący we wtorek, w rocznicę Porozumienia Jastrzębskiego, ponad stu związkowców wyszło w Katowicach na tory. Przez nieco ponad dwie godziny przeciwstawialiście się w ten sposób zwolnieniom w PKP Cargo, PKP CargoTabor. Łącznie pracę tam może stracić ponad 4 100 osób. Wyjście na tory to taki dość radykalny ruch. Brzmi jak ostateczność.
Tak, ale do takiej ostateczności zostali zmuszeni kolejarze, zarówno ci z PKP Cargo, jak i CargoTabor. Panie redaktorze, na pewno przyjemniej byłoby nam uczestniczyć w uroczystościach jastrzębskich porozumień, 44. rocznicy o której wspominaliśmy przed chwilą, a nie wychodzić w akcie desperacji razem z kolejarzami na tory i walczyć o ich miejsca pracy. Natomiast desperacja kolejarzy jest tak duża, że dzisiaj zrobili to, co zrobili przy wsparciu naszym bo na tym też polega „Solidarność”, że się za ludźmi którzy są wyrzucani na bruk, wyrzucani z pracy, trzeba najzwyczajniej w świecie wstawiać. Ja nie wiem czy ten protest odniesie jakikolwiek efekt. Trudno mi powiedzieć bo niestety, ale postępowanie szczególnie zarządu PKP Cargo, w mojej ocenie, nie ma nic wspólnego z dialogiem społecznym. W mojej, i nie tylko mojej, ocenie to, co robi zarząd na czele z panem prezesem Wojewódzką to, to jest taki przepraszam za wyrażenie, ale debilizm ekonomiczny, bo takich rzeczy już się nie stosuje jeśli chodzi o naprawę firmy. Niewątpliwie jest ona w bardzo trudnej sytuacji i niewątpliwie w dużej części odpowiedzialność za to ponosi poprzedni zarząd PKP Cargo, ale zaczynanie naprawy firmy od dramatów ludzkich, od wyrzucania ludzi na bruk to, to są metody skrajnie liberalne. Wszyscy w naszym kraju myśleli o tym, że ten czas już minął. Natomiast wygląda na to, że jeden facet ma gdzieś to zakodowane w swojej głowie i robi to, co robi. To jest dla nas nie do przyjęcia.
Dobrze rozumiem, nie było żadnej reakcji na wtorkowe…
Wie pan, póki co nie było, są tam jakieś w miarę pozytywne sygnały, bo odbyły się wczoraj rozmowy w PKP CargoTabor i być może do takiej skali zwolnień, jak tam była planowania, nie dojdzie. Natomiast też powiedzmy sobie szczerze, że niestety pan prezes grupy PKP Cargo, czyli pan prezes Wojewódzka nie chce dać samodzielności negocjacyjnej zarządowi PKP Tabor, bo wygląda na to, że sam zarząd może by się porozumiał ze związkami zawodowymi, co do kwestii restrukturyzacji tej firmy, natomiast Wojewódka nawet tutaj chce grać pierwsze skrzypce i przede wszystkim chce wyrzucać ludzi z pracy.
To może teraz krótko: tak lub nie. Są w planach kolejne wyjścia na tory?
Tego nie wiem. My nie planujemy, tutaj trudno nam cokolwiek powiedzieć. Zobaczymy jak ci kolejarze będą się zachowywać. Jeżeli dojdzie to tego, że w Taborze też dojdzie rzeczywiście do skali zwolnień, bo 4 tysiące ludzi o których pan wspomniał to PKP Cargo, natomiast ta spółka zależna o której mówimy, to tam ma być zwolniony następny tysiąc ludzi. Jeżeli tak się nie daj Boże stanie, nie dojdzie do porozumienia, to nie wiem jak ci z kolei pracownicy zareagują.
Zmieniamy temat. Rząd przyjął projekt ustawy budżetowej na 2025 rok i określił ile wyniosą podwyżki dla sektora budżetowego. Minister finansów Andrzej Domański przekazał, że to będzie 5%, czyli w dużym skrócie znacznie poniżej waszych oczekiwań. Ile proponowaliście?
To nie jest zdanie tylko „Solidarności”, to jest wspólne zdanie wszystkich związków zawodowych reprezentatywnych, które zasiadają w Radzie Dialogu Społecznego, związki zawodowe proponowały 15% wzrost płac w sferze budżetowej.
Zgodnie z projektem deficyt budżetu na przyszły rok będzie rekordowy - 289 miliardów złotych. To nie jest jakiś argument, że te podwyżki po prostu nie mogą być wyższe?
Panie redaktorze nie chcę tutaj elementów politycznych wrzucać do naszej dyskusji, ale przypomnę, że przed wyborami ktoś obiecywał nauczycielom i sferze budżetowej zdecydowanie wyższe podwyżki, przekraczające poziom inflacji. Tak naprawdę stanowisko związków zawodowych idzie w tym kierunku, co politycy obiecywali przed zeszłorocznymi, październikowymi wyborami. Jeżeli obiecali to niech spełniają. My nie jesteśmy od tworzenia budżetu. Deficyt deficytem. Ja też nie chcę oceniać tego budżetu bo to jest dopiero projekt, natomiast to jest tak, że w budżecie jakimkolwiek trzeba najpierw szukać przychodów. Nie wiem czy te przychody są oszacowane realnie, czy to jest też trochę jakaś księgowość na zasadzie kreatywności, natomiast my jesteśmy od tego żeby maksymalnie zadbać o ludzi. To w efekcie końcowym dla gospodarki też się przysłuży, bo jednak gospodarka, która jest oparta na konsumpcji wewnętrznej, chociażby z powodu wyższych płac realnych, trochę lepiej hula niż ta, gdzie przyciska się pasa.
A jak się nie znajdzie na to 15% na podwyżki w budżetówce?
Oj, to wtedy myślę, że wszystkie związki zawodowe, czyli OPZZ, Forum Związków Zawodowych i „Solidarność” będą podejmowały decyzję pewnie o akacjach protestacyjnych w budżetówce.
Edyta Odyjas wiceprzewodnicząca Śląsko-Dąbrowskiej „Solidarności” powiedziała: „Nie wycofamy się z naszego postulatu. Jeśli będzie trzeba wyjdziemy na ulicę”.
I powiedziała to, co powiedziała, i powiedziała dobrze.
Podpisuje się pan pod tym?
Zdecydowanie tak, w końcu to moja wiceprzewodnicząca.
Na koniec ta sobota najbliższa, wydarzenie w Dolinie Trzech Stawów w Katowickim Parku Leśnym z okazji urodzin Śląsk-Dąbrowskiej „Solidarności”. Jak będziecie świętować?
Panie redaktorze łączymy pokolenia. To są urodziny. Urodziny generalnie rzecz biorąc powinny być fajne, wesołe, powinni się tam ludzie integrować, po prostu zabawić, między innymi dzięki temu, że Radio Katowice jest takim naszym patronem medialnym, myślę, że tłumnie, wesoło. Zespoły, które są, czyli od Majki Jeżowskiej, poprzez Dżem i Paktofonikę gwarantują naprawdę dobrą zabawę. Korzystając z okazji serdecznie zapraszam wszystkich na Muchowiec. Zaczynamy o godzinie 14:30, skończymy pewnie przed 21:00.
Od Majki Jeżowskiej po Paktofonikę, to każdy znajdzie coś dla siebie.
Tak, jak powiedziałem, łączymy pokolenia. Od tych, którzy pamiętają utwory Majki Jeżowskiej, Dżem chyba znają prawie wszyscy, a Paktofonika to już trochę inne, młodsze pokolenie.
A pana ulubiona piosenka Majki Jeżowskiej?
Powiem szczerze, że chyba tak nie mam ulubionej bo to akurat nie moja muza, ale wszyscy pamiętają piosenkę o mojej mamie. A jeśli chodzi o Dżem to na przykład „Autsajder”. Paktofoniki to tak tytułu nie wymienię, znam parę utworów, ale tytułów też nie znam.
Dominik Kolorz szef Śląsko-Dąbrowskiej „Solidarności” był gościem Radia Katowice. Dziękuję.
Dziękuję bardzo.
Zawsze jesteśmy w centrum wydarzeń. Dyskutujemy o problemach ważnych dla kraju i regionu. Zadajemy trudne pytania, zmierzamy do sedna sprawy. Wykładamy kawę na ławę.