W weekend w La Baule było Fête de la musique, czyli święto muzyki.
Sądząc po ilości ludzi na to wydarzenie czekają tutaj chyba cały rok, choć szczerze mówiąc na nas wrażenia nie zrobiła. Mała scenka na deptaku, na której występują przedziwne zespoły grające covery znanych zespołów.
Parafrazując znany cytat, można stwierdzić, że mieszkańcy wyznają zasadę: "mnie najbardziej podoba się piosenka, którą już kiedyś słyszałem". Tłumy, tłumy, tłumy. Od niemowlaka, po emeryta (tych znacznie więcej). Wiele osób uśmiechniętych, wiele tańczących lub kiwających się.
To jednak nie tylko z powodu święta, ale ilości lanego wina (podejrzewam, że w tej kategorii wspomniane niemowlaki wykluczamy). Ot festyn w małym miasteczku. Do północy, bo później następuje finisz imprezy. Wszystko już pozamykane, after party tylko i wyłącznie na plaży, na której, co już kiedyś wspominałem, paskudnie wieje.
Dziś zamieniłem kilka zdań z właścicielką mojej kwatery, dzieląc się spotrzeżeniami. Powiedziała mi, że mam szczęście, bo to jedno z największych świąt w La Baule. Byłem, widziałem... Co kto lubi.
Inny kraj, inna kultura. Na Śląsku może nie mamy oceanu, nawet nie mamy dostępu do morza, ale wstydzić się, a już na pewno zazdrościć nie mamy czego i nie mamy powodu. W Katowicach święta w tym stylu są niemal codziennie. I też się leje...
Byłem, widziałem...
Udało się... ! Jestem w La Baule.Właśnie z bazy polskiej reprezentacji spoglądam na Mistrzostwa Europy w piłce nożnej we Francji i dzielę się ze słuchaczami na antenie i w internecie.
