12 osób poszkodowanych, w tym sześciu policjantów i cztery osoby zatrzymane – to efekt zamieszek do jakich doszło przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Fasada budynku zarządu, jak i wejście zostały zniszczone przez najbardziej agresywnych uczestników manifestacji, którzy próbowali wedrzeć się do środka. W stronę policji leciały nie tylko petardy czy race, ale i cegłówki, kamienie czy też stalowe kulki łożyskowe. By uspokoić tłum, policja musiała użyć broni gładkolufowej, armatek wodnych i gazu pieprzowego.
Górnicy mówią, że tracą już cierpliwość.
Związkowcy ze sztabu protestabyjno-strajkowego przyznają, że boją się, że stracą panowanie nad tłumem.
W stosunku do najbardziej agresywnej grupy policja musiała użyć broni gładkolufowej. Górnicy jednak podkreślają, że nie zamierzają się poddać.
Mówią wprost – główny postulat jest jeden.
Jak podkreśla wiceszef Solidarności Roman Brudziński, skandalem jest fakt, że nikt nie interesuje się tym, co dzieje się w JSW. Dlatego też strajk zostanie zaostrzony.
Tymczasem ponad pół miliona ton węgla nie wydobyto w związku ze strajkiem – poinformował zarząd firmy.
— Sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna nie tylko ze względów ekonomicznych — przyznaje wiceprezes Jerzy Borecki.
Jak podkreśla prezes JSW Jarosław Zagórowski koksownie, do których spółka powinna dostarczyć węgiel, mają średnio zapas węgla koksowego na 14 dni, a to oznacza, że ich rezerwy się już kończą.
Część koksowni już zdecydowała się na import węgla na przykład z Australii.
Strajk w kopalniach JSW trwa już trzynastą dobę. Związkowcy podkreślają, że nie zamierzają usiąść do stołu negocjacyjnego z prezesem Jarosławem Zagórowskim i domagają się przyjazdu do Jastrzębia przedstawiciela rządu.
Autor: Monika Krasińska