Niedziela nie była dla nas!
W kolejnym dniu igrzysk olimpijskich w Pyeongchang nie spodziewaliśmy się wielkich wyczynów naszych reprezentantów, ale przecież na sportowych arenach wszystko jest możliwe i niespodzianki mają miejsce. Tym razem jednak nic pozytywnego dla Polski się nie zdarzyło.
Zaczęło się biegiem łączonym, w którym reprezentował nas Dominik Bury. Olimpijski debiutant nie może jednak zaliczyć tego występu do udanych, bo do mety dotarł dopiero na 52. miejscu. Najlepsi byli ponad siedem minut szybsi. Całe podium zajęli Norwegowie. Wygrał Simen Hegstad Krueger, drugi był Martin Johnsrund Sundby, a trzeci Hans Christer Holund.
Pierwszą wizytę na igrzyskach ma za sobą także inny Polak, Adrian Wielgat. Niestety, 25-latek również nie będzie miał z Korei Południowej miłych wspomnień, gdyż rywalizację na 5000 metrów ukończył na 20., ostatniej pozycji. Po raz trzeci z rzędu triumfował Holender Sven Kramer.
Dużo sensacji było na trasie biatlonowej. W sprincie umiejętności schodziły na dalszy plan, bo zawodnicy zmagali się nie tylko ze sobą, ale przede wszystkim z aurą. Przenikliwe zimno (blisko −20 stopni Celsjusza) i silny wiatr spowodowały, że faworyci pudłowali na potęgę. Nasi w tych warunkach, na strzelnicy spisywali się nieźle i zanotowali "tylko" po dwa pudła, ale słabe bieganie spowodowało, że o dobrym wyniku mogli tylko marzyć. Grzegorz Guzik skończył jako 59. a Andrzej Nędza Kubiniec 67. Niespodziewanie wygrał Niemiec Arnd Pfeifer, przed Czechem Michalem Krczmarem i Włochem Dominikiem Windischem.
Najbardziej zadowolony może być nasz saneczkarz, Maciej Kurowski. Podczas igrzysk w Vancouver oraz w Soczi zajmował 23. lokaty, teraz się poprawił i awansował do czwartego, ostatniego ślizgu, w którym zajął 19. miejsce. Drugi z Polaków, 21-letni Mateusz Sochowicz, który pojechał raczej po doświadczenie, ukończył zawody na 27. pozycji. Sensacyjnie triumfował Austriak David Gleirscher.
Autor: Tadeusz Musioł/rs/
