Była radość, ale też zapowiedź dalszych działań.
Niebezpieczne odpady z Salwadoru nie trafią do Dąbrowy Górniczej. Taką informację podał wczoraj Minister Ochrony Środowiska. Mieszkańcy Strzemieszyc dziś natomiast mają spotkać się w Katowicach z Generalnym Inspektorem Ochrony Środowiska i przedstawicielem Ministerstwa.
— Jeśli chodzi o kolosy, to nikt nie chce likwidować miejsc pracy, ale nie może być tak, że firmom opłaca się wyłączyć filtry albo udawać, że jest awaria — mówi Alicja Cieplak ze Stowarzyszenia Samorządne Strzemieszyce.
Przedstawiciele Stowarzyszenia, które zrzesza mieszkańców Strzemieszyc, mówią o klęsce ekologicznej. Dziś chcą rozmawiać z przedstawicielami z Warszawy o zwiększeniu kontroli w zakładach w Dąbrowie Górniczej, bo jak tłumaczy Halina Mucha, nie może być tak, że pośród domów jest szklany młyn.
Firma Sarpi, która miała unieszkodliwić odpady z Salwadoru, ugięła się pod wpływem protestów, teraz 70 ton ma trafić do innego kraju Unii Europejskiej albo z powrotem do Ameryki Środkowej.
Autor: Agnieszka Niewolańska