Do połowy XIV wieku powstały na Górnym Śląsku ponad 40 miasta, jednak w większości były one niewielkie i nie mogły się równać z dolnośląskimi odpowiednikami. Ich powstaniu sprzyjał rozwój handlu, ponieważ przez te tereny przebiegał ważny szlak handlowym łączący Ruś z Niemcami i Czechami. Jak pisał Martin Čapský, „na terytorium Górnego Śląska nie wykształciły się wprawdzie miasta zdolne zmierzyć się pod względem gospodarczym z bogatym Wrocławiem, ale Opawa, Racibórz, Opole, Bytom czy Cieszyn wraz z każdym następnym podziałem kraju stawały się coraz bardziej znaczącym źródłem finansów książęcych, w wyniku czego wzrastało także ich znaczenie polityczne”.
Na przestrzeni wieków rola miast się zmieniała. Były siedzibą władcy, centrum handlu, a często nie różniły się od bogatszych wsi. Burze dziejowe XVII wieku zniszczyły w znacznym stopniu sieć zasobnych śląskich miast. Gwałtowne zmiany w gospodarce regionu nastąpiły po aneksji Śląska przez Prusy w wyniku wojen śląskich (1740–1763).
— W tym czasie Śląsk był biedną i kresową prowincją. Miast było niewiele i były one małe — jak pisał Norman J.G. Pounds.
Odgórna industrializacja Prus wpisywała się w ramy dokonującego się w całej Europie przewrotu przemysłowego. I ten zwrot oznaczał zmianę funkcji miasta, co szczególnie widoczne było na Górnym Śląsku.
Na przestrzeni wieków rola miast się zmieniała. Były siedzibą władcy, centrum handlu, a często nie różniły się od bogatszych wsi. Burze dziejowe XVII wieku zniszczyły w znacznym stopniu sieć zasobnych śląskich miast. Gwałtowne zmiany w gospodarce regionu nastąpiły po aneksji Śląska przez Prusy w wyniku wojen śląskich (1740–1763).
— W tym czasie Śląsk był biedną i kresową prowincją. Miast było niewiele i były one małe — jak pisał Norman J.G. Pounds.
Odgórna industrializacja Prus wpisywała się w ramy dokonującego się w całej Europie przewrotu przemysłowego. I ten zwrot oznaczał zmianę funkcji miasta, co szczególnie widoczne było na Górnym Śląsku.
To dość ponury obraz z lat 30. ubiegłego wieku, tyle że zawierający sporo prawdy. W czasie rewolucji przemysłowej o randze miasta zaczęły bowiem decydować jego obrzeża, gdzie dymiły kominy fabryk i mieszkali ich pracownicy. Jak podkreśla Rafał Matyja, autor znakomitej książki „Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością”, największą zmianę w funkcjonowaniu dziewiętnastowiecznego miasta wprowadził przemysł. Zwłaszcza tam, gdzie stał się dominującym elementem gospodarki. Oczywiście ten świat rodził się z chaosu, przypominającego przedsionek piekła.
Obserwator tych przemian Julian Marchlewski pisał: „W porównaniu z innymi siedliskami przemysłu, zwłaszcza Zachodu, dwie cechy charakteryzują Górny Śląsk: ogromne skoncentrowanie przedsiębiorstw pod względem posiadania i skoncentrowanie na maleńkiej przestrzeni. (…) Tu, na Śląsku przemysł opanował kraj rolniczy, z amerykańską szybkością powstały osady fabryczne, miasta, w których niepodzielnie, jak nigdzie, panuje business, nory prawdziwe, brudne i zaniedbane pod względem higienicznym i kulturalnym. I tuż, gdzie giną z oka kominy fabryczne, poczynają się rozłogi wielkich magnackich posiadłości”.
Na jednym z posiedzeń rządu pruski minister spraw wewnętrznych wprost stwierdził, że „stosunki moralne i sanitarne stały się w dużych skupiskach ludności na tle przeludnienia mieszkań wprost nie do wytrzymania”. Było to oczywiście związane z rozrostem miast podczas rewolucji przemysłowej. Podczas gdy w pierwszych dekadach XIX wieku śląskie miasta były jeszcze małymi mieścinami, to pod koniec stulecia na przykład Bytom pod względem gęstości zaludnienia znalazł w ścisłej czołówce Prus (1249 mieszkańców na km2).
Robotnicy w tym świecie pracowali obok siebie, ale też żyli razem. Nie zasiedlali drogich centrów miast – do których właściwie ograniczały się górnośląskie ośrodki miejskie, lecz zamieszkiwali w osadach przemysłowych powstających obok nowych zakładów lub wyrosłych na bazie dawnych wiosek. Te pozbawione praw miejskich osady niejednokrotnie górowały liczebnie nad okolicznymi miastami. W okręgu przemysłowym w połowie XIX w. było ich 9, a w 1885 r. już więcej niż miast – 56 wobec 55. Rozwój sieci tramwajowej w konurbacji górnośląskiej wpływał przy tym na mobilność mieszkańców, oszczędzając czas przeznaczany przez nich na dotarcie do pracy, ale też zacieśniając więzi między tymi ośrodkami.
Historyczka Maria Wanatowicz zwróciła uwagę, że w dużych skupiskach łatwiej rodziła się solidarność robotnicza, (…) wcześniej kształtował się wspólny model zachowań społecznych, obyczajów, kultury duchowej i materialnej, świadomość wspólnej pozycji społecznej, wspólnych interesów, własnej siły”. O tym, jak to właśnie przemysł zdecydował o rozwoju miast, niech świadczą losy małego i urokliwego Strumienia, ominiętego przez falę industrializacji, czy Czechowic-Dziedzic, zawdzięczających jej swój szybki rozwój.
Mieszkańców centrów miast ogarnął jednak lęk, aby mieszkańcy tych osiedli, osad, którzy zapewniali im zysk, nie weszli w buciorach na modne promenady. To dlatego tak uparcie elity Bielska przeciwstawiały się pomysłom posła Zygmunta Glücksmanna, walczącego o przyłączenie do miasta okolicznych obszarów wiejskich, aby pozyskać tanie tereny pod budowę domów dla robotników. Z jednej strony oddolna presja, a z drugiej modne idee „uzdrowienia” miasta (niezbędne do utrzymania w zdrowiu robotników i potencjalnych żołnierzy) prowadziły do jego ucywilizowania. „Niedostrzegalnym wielkim krokiem tworzącym społeczeństwo jest doprowadzenie do tysięcy domów mieszkalnych wody, gazu, elektryczności, włączenie ich do sieci kanalizacyjnej, wreszcie – zainstalowanie w nich telefonu” – zauważa Matyja.
Żartobliwie można stwierdzić, że jak w przedstawianej historii Polski dominuje historia elit, tak w dziejach miast skupiamy się na rynku i ratuszu. Jest w tym oczywiście część prawdy – wszak to centra decyzyjne. Tyle że ludowe osady, peryferia też miały swoją historię i często wdzierały się na ten rynek. Zdarzało się, że dawne osady wcielone do sąsiedniego miasta miały nawet bogatsze dzieje (przykład Lipin i Świętochłowic).
Miejski świat zdominowany przez przemysł wydaje się odchodzić w przeszłość. A może po prostu ten przemysł przeniósł się do stref ekonomicznych na obrzeżach miast? Aglomeracja wciąż korzysta ze znakomitego położenia na szlakach handlowych, o czym świadczy oplatająca ją sieć centrów logistycznych. Jak wpłynęły te zmiany na same miasta? Niektóre w tym poprzemysłowym świecie wyraźnie stanęły na przegranej pozycji, inne – wyforsowały się do przodu, lub po prostu zachowały dominującą już wcześniej pozycję. Niektóre z miast stały się po prostu sypialniami sąsiednich ośrodków i zapleczem wypoczynkowym, jak choćby Chorzów i chorzowski Park Śląski. Czy należałoby więc skończyć z fikcją i połączyć ten śląski świat w jedno megamiasto?
Pamiętamy wszak, że już Niemcy mieli plany stworzenia trójmiasta z Bytomia, Gliwic i Zabrza. Tylko czy taka gigantomania jest w ogóle potrzebna, skoro dobrze na tym polu sprawdza się sama idea metropolii. I właśnie w ramach metropolii można poszerzać współpracę o nowe pola, jak choćby zastanowić się nad budownictwem komunalnym mogącym stanowić skuteczną konkurencję dla deweloperów. Z drugiej strony taka „megamiejska” centralizacja nieuchronnie prowadzi do marginalizacji mniejszych ośrodków, do odsuwania się centrów decyzyjnych od mieszkańców. Zamiast gigantomanii lepiej już postawić na skoordynowany, zrównoważony rozwój. Niech wciąż „Powietrze miejskie czyni wolnym”.
Autor: Dariusz Zalega/Dziennik Zachodni