Odkręcenie kuchenki od instalacji było przyczyną zebrania się gazu w mieszkaniu, co w konsekwencji doprowadziło do wybuchu w bytomskim bloku, poinformował biegły sądowy, Jan Gajda.
Na razie nie wiadomo, czy mężczyzna z premedytacją doprowadził do ulatniania się gazu, czy też na przykład nie odciął gazu przed zainstalowaniem kuchenki. Jak mówią mieszkańcy, mężczyzna ten wynajmował mieszkanie w tym bloku od niedawna.
Budynku, w którym w nocy doszło do wybuchu gazu nie trzeba wyburzać. Takie są wstępne ustalenia powiatowego inspektora nadzoru budowlanego z Bytomia. Jak podkreśliła inspektor Elżbieta Kwiecińska, budynek można uratować.
Kwiecińska podkreśliła, że ze wstępnych oględzin wynika, że wstrząs do jakiego doszło w pobliskiej kopalni nie był powodem wybuchu gazu.
W nocnej eksplozji ucierpiało 8 osób, dwie z nich nadal przebywają w szpitalach w tym najciężej ranna w siemianowickiej oparzeniówce. Na szczęście życiu mężczyzny nie zagraża niebezpieczeństwo.
Do swoich mieszkań wciąż nie może wrócić 16 osób. Urząd Miasta zabezpieczył dla nich miejsca w hotelu, gdzie trafili w nocy zaraz po ewakuacji. Nie wszyscy jednak zdecydowali się w nim zostać, powiedział Andrzej Głogowski naczelnik wydziału zarządzania kryzysowego bytomskiego magistratu.
Choć budynek nie będzie wyburzany a remontowany ci, których mieszkania najbardziej ucierpiały w wyniku eksplozji z pewnością szybko nie będą mogli wrócić. Miasto przygotowuje już dla nich lokale zastępcze. Wiadomo, że najpoważniej zniszczone są dwa mieszkania – to w nich runął strop.
Autor: Monika Krasińska