33 lata temu ranni w trakcie pacyfikacji kopalni "Wujek" trafiali do Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach-Ligocie.
Według zaleceń władz mieli być leczeni w dwóch zmilitaryzowanych placówkach, Szpitalu MSWiA i Szpitalu w Ochojcu. Tam jednak nie było odpowiednich oddziałów, na których można by leczyć rany postrzałowe głowy czy klatki.
— Lekarze z Ligoty na własną rękę, łamiąc prawo, ściągali rannych do siebie — mówi profesor Grzegorz Opala, neurolog i przewodniczący Stowarzyszenia Solidarność i Pamięć.
Z ósmego piętra szpitala widać kominy kopalni "Wujek".
— 33 lata temu wszyscy z tego miejsca obserwowali, co działo się na kopalni — mówi pielęgniarka z Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach-Ligocie, Halina Koj.
Dla zmylenia władz lekarze ze szpitala prowadzili podwójne karty choroby poszkodowanych górników. Gdyby trzeba było ich ukrywać, przygotowana do tego celu była winda do przewożenia zwłok, na szczęście nie trzeba było jej użyć. W szpitalu znajduje się tablica pamiątkowa przypominająca o pomocy jakiej górnikom udzielili lekarze.
Autor: Dorota Stabik