Premier Mateusz Morawiecki przed wylotem do Brukseli zapowiedział, że podczas unijnego szczytu będzie rozmawiał z premierem Czech Andrejem Babiszem na temat decyzji w sprawie kopalni Turów.
Na podstawie wniosku Czech, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał w piątek nakaz natychmiastowego zaprzestania wydobycia w polskiej kopalni do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia. W ocenie Czech, kopalnia Turów ma negatywny wpływ na regiony przygraniczne, gdzie zmniejszył się poziom wód gruntowych.
Premier Morawiecki powiedział, że przez ten spór doszło do "zaognienia sytuacji między Polską a Republiką Czeską, jakiego dawno nie było". Zapowiedział, że będzie rozmawiał o tym w Brukseli z premierem Czech. W ocenie szefa polskiego rządu ten spór "podgrzewany jest przez fakt, że w październiku w Republice Czeskiej będą wybory parlamentarne, a niedawno były wybory samorządowe". Premier Morawiecki podkreślił, że - bez względu na kontekst polityczny - sprawą fundamentalną dla rządu jest uniknięcie "katastrofy ekologicznej, katastrofy energetycznej i przy okazji katastrofy gospodarczej" w regionie. Premier dodał, że polska strona jest otwarta na rozmowy i negocjacje, ale rząd wciąż podtrzymuje stanowisko w sprawie "utrzymania kopalni i elektrowni w ruchu". Przed briefingiem prasowym szef rządu wziął udział w posiedzeniu sztabu kryzysowego poświęconemu sytuacji kopalni Turów.
Wykonanie orzeczenia TSUE w sprawie zamknięcia kopalni w Turowie pociągnęłoby za sobą nakłady rzędu 13,5 mld złotych. Taką informację przekazał podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Suwerenności Energetycznej wiceprezes PGE Paweł Śliwa. Dodał, że zamknięcie kopalni spowodowałoby również zamknięcie elektrowni i wiązałoby się z koniecznością zwolnienia tysięcy pracowników. Wiceprezes PGE podkreślił, że w kompleksie w Turowie pracuje ponad 3600 osób. Dodał, że na każdą z nich przypadają około 4 etaty generujące nowe miejsca pracy poza PGE. W jego ocenie blisko 15 tysięcy osób jest bezpośrednio związanych z funkcjonowaniem w tym regionie kompleksu energetycznego. Paweł Śliwa tłumaczy, że skutki społeczne zamknięcia kopalni byłyby olbrzymie.
Wiceprezes PGE zaznaczył, że Niemcy produkują obecnie 19 proc. energii z węgla brunatnego, a Czechy 47 proc. Dodał, że w najbliższym sąsiedztwie kopalni w Turowie znajdują się trzy czeskie elektrownie na węgiel brunatny oraz pięć dużych niemieckich elektrowni zasilanych węglem brunatnym. Podkreślił, że patrząc przez pryzmat międzynarodowy kompleks w Turowie jest jednym z mniejszych. Paweł Śliwa stwierdził, że w związku z tym PGE obawia się, że cała sprawa jest czysto ekonomiczną zagrywką ze strony Czech.
Autor: IAR /as/