Konopie, mleko, mąka, cukier, sól, masło i woda. Co z tego powstanie? Wtajemniczeni wiedzą. Zupa, której nie może zabraknąć na śląskiej Wigilii. Siemieniotka lub konopiotka. Dopiero po niej będzie można ruszyć pod choinkę, odpakowywać prezenty. Wróć - gyszynki. Rzecz jasna przyniesie je Dzieciątko – wymienia w swoim artykule Piotr Chrobok.
Dla mnie osobiście to jedna z ostatnich ostoi śląskości w Bożym Narodzeniu. Z resztą jest już mniej tradycyjnie, jest bardziej polsko. Wigilijna zupa? Grzybowa. Na stole jest też barszcz, ale jego nie ruszam.
U babci zawsze jest za to konopiotka, zwana też siemieniotką. Absolutny wigilijny must have. "Na święta muszę to mieć" - babcia przytacza słowa swojej babci, która hodowała konopie, żeby przygotować z nich zupę na Boże Narodzenie.
W domu mojej babci konopiotka jest na słono i raczej ostro. Zupełnie inaczej niż u mojej narzeczonej. I nie żebym się podlizywał, ale konopiotka z cynamonem smakuje wybitnie, musicie tego skosztować.
A reklamę makówek albo moczki kiedyś widzieliście? Bo ja nie. Może przez to, że są jak Yeti i nikt ich nigdy nie widział. A to też przecież nasza śląska tradycja, zauważa Piotr Chrobok z Dziennika Zachodniego.
- Mak gotuje się z mlekiem, z masłem, cukrem i miodem. Przekłada się bułką zwykłą, pszenną. I to wszystko. Cała filozofia - usłyszałem przepis na najlepsze makówki na jednym z przedświątecznych materiałów od pań z KGW w Książenicach, obecnych na corocznym Święcie Makówek w Czerwionce-Leszczynach.
Pani, która dyktowała, a właściwie recytowała przepis, powiedziała go z głowy. Bo zna go na pamięć i prawdopodobnie święta bez makówek to dla niej nie święta.
/rs/